Leszek Długosz
© 2020
administracja strony - Andrzej Szełęga
I
Jan Kochanowski 1530 – 1584
NA DOM W CZARNOLESIE
Panie, to moja praca, a zdarzenie Twoje;
Raczyż błogosławieństwo dać do końca swoje!
Inszy niechaj pałace marmórowe mają
I szczerym złotogłowiem ściany obijają,
Ja, Panie, niechaj mieszkam w tym gniaździe ojczystym,
A Ty mię zdrowiem opatrz i sumnieniem czystym,
Pożywieniem ućciwym, ludzką życzliwością,
Obyczajmi znośnymi, nieprzykrą starością.
Tygodnik "wSieci"
28.12.2015
Jan Kochanowski 1530 – 1584
NA DOM W CZARNOLESIE
Panie, to moja praca, a zdarzenie Twoje;
Raczyż błogosławieństwo dać do końca swoje!
Inszy niechaj pałace marmórowe mają
I szczerym złotogłowiem ściany obijają,
Ja, Panie, niechaj mieszkam w tym gniaździe ojczystym,
A Ty mię zdrowiem opatrz i sumnieniem czystym,
Pożywieniem ućciwym, ludzką życzliwością,
Obyczajmi znośnymi, nieprzykrą starością.
Tygodnik "wSieci"
28.12.2015
Jan Kochanowski 1530 – 1584
NA DOM W CZARNOLESIE
Panie, to moja praca, a zdarzenie Twoje;
Raczyż błogosławieństwo dać do końca swoje!
Inszy niechaj pałace marmórowe mają
I szczerym złotogłowiem ściany obijają,
Ja, Panie, niechaj mieszkam w tym gniaździe ojczystym,
A Ty mię zdrowiem opatrz i sumnieniem czystym,
Pożywieniem ućciwym, ludzką życzliwością,
Obyczajmi znośnymi, nieprzykrą starością.
Tygodnik "wSieci"
28.12.2015
Jan Kochanowski 1530 – 1584
NA DOM W CZARNOLESIE
Panie, to moja praca, a zdarzenie Twoje;
Raczyż błogosławieństwo dać do końca swoje!
Inszy niechaj pałace marmórowe mają
I szczerym złotogłowiem ściany obijają,
Ja, Panie, niechaj mieszkam w tym gniaździe ojczystym,
A Ty mię zdrowiem opatrz i sumnieniem czystym,
Pożywieniem ućciwym, ludzką życzliwością,
Obyczajmi znośnymi, nieprzykrą starością.
Tygodnik "wSieci"
28.12.2015
Jan Kochanowski 1530 – 1584
NA DOM W CZARNOLESIE
Panie, to moja praca, a zdarzenie Twoje;
Raczyż błogosławieństwo dać do końca swoje!
Inszy niechaj pałace marmórowe mają
I szczerym złotogłowiem ściany obijają,
Ja, Panie, niechaj mieszkam w tym gniaździe ojczystym,
A Ty mię zdrowiem opatrz i sumnieniem czystym,
Pożywieniem ućciwym, ludzką życzliwością,
Obyczajmi znośnymi, nieprzykrą starością.
Jan Kochanowski 1530 – 1584
NA DOM W CZARNOLESIE
Panie, to moja praca, a zdarzenie Twoje;
Raczyż błogosławieństwo dać do końca swoje!
Inszy niechaj pałace marmórowe mają
I szczerym złotogłowiem ściany obijają,
Ja, Panie, niechaj mieszkam w tym gniaździe ojczystym,
A Ty mię zdrowiem opatrz i sumnieniem czystym,
Pożywieniem ućciwym, ludzką życzliwością,
Obyczajmi znośnymi, nieprzykrą starością.
Jan Kochanowski 1530 – 1584
NA DOM W CZARNOLESIE
Panie, to moja praca, a zdarzenie Twoje;
Raczyż błogosławieństwo dać do końca swoje!
Inszy niechaj pałace marmórowe mają
I szczerym złotogłowiem ściany obijają,
Ja, Panie, niechaj mieszkam w tym gniaździe ojczystym,
A Ty mię zdrowiem opatrz i sumnieniem czystym,
Pożywieniem ućciwym, ludzką życzliwością,
Obyczajmi znośnymi, nieprzykrą starością.
Jan Kochanowski 1530 – 1584
NA DOM W CZARNOLESIE
Panie, to moja praca, a zdarzenie Twoje;
Raczyż błogosławieństwo dać do końca swoje!
Inszy niechaj pałace marmórowe mają
I szczerym złotogłowiem ściany obijają,
Ja, Panie, niechaj mieszkam w tym gniaździe ojczystym,
A Ty mię zdrowiem opatrz i sumnieniem czystym,
Pożywieniem ućciwym, ludzką życzliwością,
Obyczajmi znośnymi, nieprzykrą starością.
Jan Kochanowski 1530 – 1584
NA DOM W CZARNOLESIE
Panie, to moja praca, a zdarzenie Twoje;
Raczyż błogosławieństwo dać do końca swoje!
Inszy niechaj pałace marmórowe mają
I szczerym złotogłowiem ściany obijają,
Ja, Panie, niechaj mieszkam w tym gniaździe ojczystym,
A Ty mię zdrowiem opatrz i sumnieniem czystym,
Pożywieniem ućciwym, ludzką życzliwością,
Obyczajmi znośnymi, nieprzykrą starością.
Jan Kochanowski 1530 – 1584
NA DOM W CZARNOLESIE
Panie, to moja praca, a zdarzenie Twoje;
Raczyż błogosławieństwo dać do końca swoje!
Inszy niechaj pałace marmórowe mają
I szczerym złotogłowiem ściany obijają,
Ja, Panie, niechaj mieszkam w tym gniaździe ojczystym,
A Ty mię zdrowiem opatrz i sumnieniem czystym,
Pożywieniem ućciwym, ludzką życzliwością,
Obyczajmi znośnymi, nieprzykrą starością.
Jan Kochanowski 1530 – 1584
NA DOM W CZARNOLESIE
Panie, to moja praca, a zdarzenie Twoje;
Raczyż błogosławieństwo dać do końca swoje!
Inszy niechaj pałace marmórowe mają
I szczerym złotogłowiem ściany obijają,
Ja, Panie, niechaj mieszkam w tym gniaździe ojczystym,
A Ty mię zdrowiem opatrz i sumnieniem czystym,
Pożywieniem ućciwym, ludzką życzliwością,
Obyczajmi znośnymi, nieprzykrą starością.
Jan Kochanowski 1530 – 1584
NA DOM W CZARNOLESIE
Panie, to moja praca, a zdarzenie Twoje;
Raczyż błogosławieństwo dać do końca swoje!
Inszy niechaj pałace marmórowe mają
I szczerym złotogłowiem ściany obijają,
Ja, Panie, niechaj mieszkam w tym gniaździe ojczystym,
A Ty mię zdrowiem opatrz i sumnieniem czystym,
Pożywieniem ućciwym, ludzką życzliwością,
Obyczajmi znośnymi, nieprzykrą starością.
Jan Kochanowski 1530 – 1584
NA DOM W CZARNOLESIE
Panie, to moja praca, a zdarzenie Twoje;
Raczyż błogosławieństwo dać do końca swoje!
Inszy niechaj pałace marmórowe mają
I szczerym złotogłowiem ściany obijają,
Ja, Panie, niechaj mieszkam w tym gniaździe ojczystym,
A Ty mię zdrowiem opatrz i sumnieniem czystym,
Pożywieniem ućciwym, ludzką życzliwością,
Obyczajmi znośnymi, nieprzykrą starością.
Tygodnik "wSieci"
28.12.2015
Tygodnik "wSieci"
28.12.2015
Oficjalna strona Poety
Z OPŁATKIEM FRANCISZKAŃSKIM
Chwila to brzemienna we wzruszenia. Wigilijny wieczór, opłatek znów w dłoniach... Przez mgnienie, jak w najszybszym kalejdoskopie, wracają obrazy.Zapamiętane te same chwile. Dawne wigilie... - Tamci przy stołach ludzie . Z nieistniejących już domów tamte głosy. I jeszcze można by tak przymnażać przeszłość. Tę pożegnaną. I niepożegnaną ? - Wzruszenia wielopoziomowe drgają w nas. Trzymamy je wszakże w dyscyplinie.
Co do mnie , taki mój zwyczaj, cofam tę chwilę, by tak rzec , jeszcze do introdukcji świąt. Do momentu „ pozyskiwania opłatka”. Kiedy to starym zwyczajem, najpierw pojawiał się w domu „ ktoś z kościoła”. Najczęściej organista . Rozkładał walizeczkę z opłatkami, przysiadał na chwilę pogawędki . Z roku na rok powtarzał się ten ceremoniał. Potem rozlegało się ukontentowane : „ No to już opłatek w domu. Ile to jeszcze do świąt?” Obliczała głośno Mama, dodając w kierunku słabiej wtedy słyszących domowników - z czym to jeszcze trzebaby zdążyć. Jakie obowiązki dobrze by podzielić. Kwestia choinki, pastowanie podłóg, trzepanie co tam trzeba by trzepnąć. Itd. Itp
W krakowskim domu , miedzy innymi moimi obowiązkami ( i to bez szemrania ) znalazł sie i ten - opłatek. Tyle, że utrzymuję w tej kwestii swój zwyczaj. Oczywiście, najprościej było by nabyć ( ot przy okazji ) ów „ produkt świąteczny” byle gdzie tam. Na Kleparzu, na straganie Rynkowym. Dostępny wszak bez trudu. Ale mnie obowiązuje szczególny wymóg.- Powrót do źródeł ? Opłatek ma przychodzić z kościoła parafialnego. Albo, zgódźmy się na to odstępstwo, z jakiego bliskiego , bardziej mi domowego. A skoro „ kościół” z opłatkami do domów już się nie wybiera, wybrać się mnie tam trzeba.
Naprzemiennie więc, chodzę albo do parafialnego Mariackiego - piękna przy okazji wyprawa do tamtejszej zakrystii - albo i bliżej, po sąsiedzku do Franciszkanów. W tym roku zdecydowałem: opłatek będzie franciszkański. Może to i z sympatii dla wiadomego Franciszka? Wynagrodzona była mi ta chwila.
– Dzień był, jak się tego roku zdarzały, nadzwyczajny. Grudniowy, a prawie wiosenny. Jasny, rozsłoneczniony. Wszedłem do Kościoła. Usiadłem – tak się zdarzyło w tej południowej porze, w stuprocentowo pustym wnętrzu. Siedziałem olśniony... Odkryłem, że właśnie co dopiero zdjęto rusztowania, przez parę miesięcy renowacji, zasłaniające koronne perły tej świątyni- witraże Wyspiańskiego . Te, przy głównym ołtarzu. Były to, jak się później dowiedziałem, pierwsze chwile tej prezentacji. Efekt odsłonił się oszałamiający. Wszystkie zresztą okna – czyli wszystkie witraże , prześwietlone tak nietypowym gatunkiem grudniowego światła, grały nieziemsko. Siedziałem urzeczony. W dodatku sam jeden. Sam, wobec tej mistycznej wręcz aury. Wobec takiego spektaklu ? Ktoś mnie na tę chwilę zaprosił? Siedziałem „odpłynięty”. Oczarowany . Z wdzięcznością myśląc ( uświadomiłem to sobie ) o łańcuchu sprawców tej chwili. - O geniuszu artysty, umiejętności konserwatora , o łaskawości Nieba ... O Boskim Oświetlaczu tego dnia. O niewidzialnej Dobrej Ręce, która mnie na ów moment („za tym opłatkiem”) tu skierowała...
Wziąłem i poniosłem tegoroczny, ten franciszkański opłatek, z odświętnym uczuciem radości. I wdzięczności... Za okoliczności zdobycia go.
- Może jakoś to się wliczy ? I włączy się do podziału?
/ Kraków, grudzień 2013/